Strona:W XX wieku.djvu/032

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bo i ta możliwość nie była wykluczoną, że jego drugie „Ja“ jest już „cudzym przykute pierścieniem.“ Do kogo ma się zwrócić wówczas z zapytaniem, co się stało z właścicielką zaprzęgu à la Daumont, która w miesiącu lipcu, dnia tego a tego, przejeżdżała bulwarem św. Magdaleny? Kto po upływie sześciu miesięcy będzie mu umiał na to odpowiedzieć w tym Paryżu, który żyje tylko dniem dzisiejszym, o ile dziś jeszcze nie zjada swego jutra, aby z niem później już nie mieć kłopotu?
W głowie kipiało mu, jak gdyby w garnku. Czem się to działo, że istota, będąca niejako powtórzeniem jego własnej osoby, mogła go wyręczyć w Paryżu, jawiąc się w sam czas na bulwarze św. Magdaleny, by dokonać ocalenia, którego on, siedząc w cukierni Loursa na Krakowskiem-Przedmieściu, nie mógłby sam dokonać żadną miarą? Kto był ów tajemniczy zbawca, który z odwagą i zręcznością „blondyna w białej kamizelce“ ochronił piękną nieznajomą od niechybnej zguby? Byłoż-li możliwem, by się znalazł ktoś drugi, tak do Czarnego Tulipana podobny z twarzy, postaci, ruchów i ubrania? Jak sobie wytłómaczyć nagłe zniknięcie tego tajemniczego zbawcy, który rozwiał się był niejako w przestrzeni, zgasłszy tak, jak postać we śnie widziana, skoro sen