Strona:Włodzimierz Stebelski - Roman Zero.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XXVII.

...Zbladł Nawarecki — uczuł w głębi duszy
Boleść olbrzymią, jak ból króla Lira.
Gmach mu jestestwa jednym ciosem kruszy
Dłoń wychowanka niewdzięczna, nieszczéra —
Wszystko zagasło, a z ponurej suszy
Tylko twarz żony szyderczo wyziéra
Jak wiarołomnej lwicy twarz na scenie —
I był ten starzec biedny nieskończenie!

Ale za dumny aby się rozkrwawić,
Wobec Kąkola, z gestem rzekł Cezara:
„Chcecież więc imię ojców mych zniesławić,
By w świat leciała pamfletu fanfara,
Cześć Nawareckich nieskalaną zdławić?
Wiem, jaka wam jest potrzebna ofiara!
Weź więc me imię, zrób ofiarę ze mnie,
Ale idź wyzwać rzeźbiarza odemnie!“