Strona:Włodzimierz Stebelski - Roman Zero.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
II.

Zowię się Zero. Kiedym się urodził
I tchu zapragnął, łkając: pierwsze jestem,
Fagasów zastęp do mnie nie przychodził
W kornej postawie z powitania gestem —
Nikt pocałunkiem ust mi nie osłodził
I nikt miłości nie uświęcił chrzestem;
Matka umarła, ciężkim bolem ścięta
I bezimienna jak nieznana święta.

Ojca nie znałem także. Powiadano,
Że znikł gdzieś w burzy, co chronicznie błyska
I rewolucyj polskich nosi miano
I z domowego rzuca nas ogniska.
Więc narzeczonę rzucił rozpłakaną —
Dawno ją blady śmierci anioł ściska!
A skryba prawdę wypowiedział szczerą,
Kiedy do księgi wpisał imię Zero.