Strona:Włodzimierz Stebelski - Roman Zero.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Ja kocham masy — ale nie ulicę!
Tę, co na rynkach demagogów wita,
Co zapatrzona w kłamstwa błyskawice,
Społecznych cudów przepowiednie czyta!
Tę, co w cyrkowe ubrana przyłbice,
Podnosi, wielbi, zrzuca, kinie i zgrzyta,
I szumne bogi do areny nęci —
Wszystko jej jedno: Cezar czy Rienzi!

„Ja kocham masy — ale te bez zgrzytu!
Co znoszą boleść niemo i bez żalu.
Te, co pracują z pokorą od świtu,
A muszą ginąć w gminie bez szpitalu!
Kto do tej nędzy zejdzie z tronu szczytu,
I poda ciepłą kość z wybrańców balu,
Ten wszechmiłości mesjanizm przenika —
Wszystko mi jedno — król czy republika!

„Ja ideolog nie wierzę niestety
W tryumf bez pracy, w wskrzesicielstwo cudu!
I nie widziałem zmartwychwstania mety
W tych rewolucjach bez barykad ludu,
W złotych hramotach, pisanych z pikiety,
A nie wysnutych z powszechnego trudu,
W tem krwi traceniu, w tem nieb szturmowaniu
I w tem pokutnej pracy wstecz-cofaniu!