Strona:Włodzimierz Stebelski - Roman Zero.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Anatomicznych ksiąg ona nie czyta.
Ni wzgardy świata nie wzięła od mniszek;
Cudnie się śmieje. Wtedy człowiek pyta,
Co tu podziwiać, ząbki, czy ten śmiészek?
Serce jej, koncha jeszcze nie rozbita,
Bosko niewinne... Ach, ma jeden grzészek:
Wesoła Mania płakała raz z żalu,
Że jeszcze dotąd nie była na balu.

Ma także pasję — przedrzeźniać Hugona;
Poznała druha w kąpielową porę,
Kiedy w Krynicy z obliczem demona
Dwudziestoletnie nerwy koił chore.
Wydali sobie wojnę — on i ona!
Ona lubiła kwiaty różnowzore,
A on z maczugą chadzał, z żadnym kwiatkiem,
I został za to przezwany niedźwiadkiem.

Pan doktor Kąkol staje też do mety,
Bo hrabia hrabią jest z innego świata,
W ludziach rodowej nie szuka zalety —
Więc do „Porfiru“ filantropa wplata;
Zwycięży „Porfir“, czy padnie niestety,
Zawsze hrabiemu trzeba adwokata;
A nawet lepiej, gdy wybuchnie burza —
Honor hrabiego potrzebuje stróża.