Strona:Władysław Tarnowski - Krople czary - cz. I i II.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
136

Ach! oni jeszcze bez iskry miłości
Żarli tę duszę, co została sama
Pomiędzy Bogiem — a sobą —
Jako puszcza bezbrzeżna — pełna swą żałobą!...
Ach! to są ludzie, co z pychą bez granic
Przeciwko pysze kują mdłe frazesy!
Co oprócz siebie, wszystko mają za nic,
I są jak dzikie pustyń aloesy,
Co raz na sto lat strzelą i kolące
Milczą — ten cały świat opłakujące,
Z miłością, błotem wszystko tu obrzucające
Co nie z nich wyszło i nie do nich wchodzi...
Co z Zbawiciela i pisma świętego
Tworząc parodję, w mglistych słów powodzi
Zmieszaną w rudy kołtun Konfucyuszów
Idą — i z dumą patrzą na świat cały
Mówiąc jak upiór tu Faryzeuszów:
Patrz jaki czarny świat — jaki ja biały!..
I ty bądź taki! rzecze Ci w miłości,
Aż Cię powiedzie nad otchłań nicości,
Gdzie dusza twoja w przerażeniu krzyknie
Kędy jéj tuman mglisty z oczu zniknie —
I przeklnie siebie — i ich, ogłupiona,
Im większa, bardziéj w sobie poniżona,
Jak pobielany grób — i znieważona! —
O! najstraszniejsi ludzie, co miłością
Wabią, a trują węży przebiegłością!
I niewiem, czemu tyle wielkich duchów
Poszło na mą fatalną biesiadę,
Ale wiem czemu — potrute i blade
Nieużyteczne odtąd — i złamane
Wstały — i odtąd wśród węży łańcuchów
Chodziły jako straszne Laokoony
I duch w ich piersi był już — zagaszony!..
O wśród nich jasne dusze miłościwe,
Są — lecz okute w pęta niezelżywe —[1]

  1. Nierozbieramy charakteru téj sekty — bo go niema — wiemy z dawniejszych i nowszych czasów — że jest krajowi szko-