Strona:Władysław Stanisław Reymont - Za frontem.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w dzwon się rzucili; w spękany kielich śpiżowy rozpacznym miotem serc zadzwonili, ciał swoich mocą, szałem uniesień i krwi ofiarnej potokiem wrzącym.
Zagadał grucho, jakby z za grobów echem nadziei.
Za tysiącami poszły tysiące, a każdy śmiercią własną uderzał w spękane, nieme śpiże. Cały się naród uwiesił dzwonu. Cały się naród zwarł przy tym znaku. Cały się naród przemienił w ciosy. Zaś ptak królewski wciąż wołał — surmy bojowej głosem ogromnym:
Uderzyć w dzwon! Uderzyć w dzwon! Cud zmartwychwstania się ziści!«
Za tysiącami poszły tysiące na krwawą pracę zbawienia. Po trupach ojców syny się parły złym mocom wydrzeć zwycięstwo. Ilu tam padło, Bóg jeden wie i matki dzieci rodzące.
Ale przemogli! Rzeki ofiarnie wylanej krwi stopiły śpiże spękane, ziścił się cud, głosem zwycięstwa zahuczał dzwon!
Opadły więzy, opadły mroki, rozbłysło słońce wolności. Od sinych gór po bursztynem dzwoniące fale bił dzwonu głos nieśmiertelny, zmartwychpowstania zwiastował cud. Na nowy żywot zwoływał.
2 października 1914 r.