Strona:Władysław Stanisław Reymont - Za frontem.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zaczęły, znowu królewski ptak zakrzyczał, surmy bojowej krzykiem ogromnym:
»Kto jeno żyw, niech wstanie, podniesie miecz, na czyn się waży.
»Pęknięty dzwon zahuczy, zmartwychwstania mści się cud!«
Od sinych gór po bursztynem dzwoniące fale zadrgały serca.
Z przyziemnych siedzib porwał się bojów huf, a przodem leciał królewski ptak na krwawych zorzach rozpięty.
Uderzyć w dzwon! Uderzyć w dzwon! Cud zmartwychwstania się ziści!
Runęli w bój i śmierć, poszli kupić zwycięstwo!
Na trupie trup się piętrzy, krew potokami się leje, huragan bojów się miota. Obca im trwoga, nie straszna śmierć, ni wraże zastępy.
Jako lwy walczą.. Cóż, że ich garść, wiara im daje nadludzką moc. Nadzieja żywi zwycięstwa. Przeparli rabów kohorty, przemogli szatańskie moce, po wałach trupów drą się na górę, pod wieżę...
Uderzyć w dzwon! Uderzyć w dzwon! Cud zmartwychwstania się ziści!
Dosięgli skarbu, już rąk tysiące targnęło śpiż, już krzyk zwycięstwa uderzył w niebo, już wrogów serca upadły.
Dzwon nie zahuczał, serce miał wydarte, był na trzy części pęknięty! Jakoby w otchłań,