Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z ziemi chełmskiej.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie uciągnie, niźli poradzi! Już dzisiaj niejeden się trzęsie przed nowemi biedami, a co będzie, jak przyjdą?
— Nie strachajcie, Mikołaju! — zabrał głos chudy, pokurczony staruszek — nie strachajcie! — powtórzył cicho, słodko, a z wielka, mocą. — Pan Bóg nas ciężko próbował, a przetrzymaliśmy, to i nasze dzieci niegorsze, też poradzą przenieść, choćby i gorsze jeszcze biedy, i tak samo doczekać się lepszego! Na świecie to jak w marcu, raz deszcz, raz śnieg, raz słońce, a zdarza się i burza z piorunami, ale, kto cierpliwy, to wiosny się doczeka, bo wiosna przyjść musi! A Pan Jezus przecież powiedział: kto jest poniżony, tego ja wyniosę ponad wszystkie! Trzeba wierzyć i czekać!
— Pan może nawet nie wie, co się w naszej wsi działo? — zapytał porywczo brodaty.
— Podczas zniesienia Unji?
— Tak. Zaraz na początku 1875 roku przysłali nam całe dwie roty wojska i rozkwaterowali po domach i objedli nas za karę do ostatniego ziarnka!
— Przecież płacili za wszystko, mam jeszcze kwity — wtrącił wójt ze śmiechem.
— Chowamy je dla dzieci, a te insze pamiątki to już sami będziemy nosili na skórze do śmierci. Aż straszno pomyśleć o tamtych czasach! — szepnął brodaty.
— Jakże to było? — spytałem nieśmiało, widząc, że twarze kurczą się jakoś boleśnie.