Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z ziemi chełmskiej.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Grzmotnął ją trzciną przez rączkę, aż jej zwisła bezwładnie, ale wyciągnęła drugą i już bezprzytomnym, pełnym łez i bólu głosem — powtarzała uparcie:
— Ja też Polka! Ja też nie będę po niemiecku!
Nauczyciel jakby oszalał, i tak ją zaczął bić, że dziewczynka zawrzeszczała przeraźliwie, a za nią wybuchnęła cała szkoła, szloch zatrząsł murami, spazmatyczne płacze i krzyki, prośby i dziecięce lamenty, sto rąk wyciągnęło się do niego błagalnie, padały mu do nóg, całowały jego buty, ale nie zważał na to i bił zapamiętale, a dziewczynka, już nieprzytomna, wciąż wyciągała rączyny i wciąż jednako, automatycznie wołała:
— Nie będę po niemiecku! Nie będę! Nie będę!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .