Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 67 —

bie w niedzielę tramwajem do Wilanowa i z powrotem.
Tyle ludzi i tego nie może!
W wagonie pusto.
„Pa“ trochę drzemie!
„Ma“ daje „Stokrotkom“ pigułki homeopatyczne.
Aha! trzeba obserwować!
Pola z jednej i pola z drugiej strony... same pola...
Dziwne, dlaczego tyle placów stoi pustkami?... Możnaby przecież wszędzie porobić letnie mieszkania!
Widzę sama, że to, co piszą o biedzie chłopskiej, to gruba przesada.
Mój Boże, gdybyśmy to mieli takie pola na Lesznie!
Nie cierpię wszelkiej przesady i egzaltacyi, niewiem dobrze, czy egzaltacya pisze się przez „K“, czy przez „G“, ale mniejsza z tem.
Na każdej stacyi stoi taki pan w czerwonej czapce... a czasem i w białych rękawiczkach i ze wszystkich okien dworców wyglądają jakieś panie...
Wsie widać z okien, to znowu jakieś domy pojedyńcze, ale takie brudne, takie obdarte. Że to policya nie nakaże poodnawiać.
Śnieg jeszcze, i wody, i błoto...
Słońce nie świeci, nawet nie wiem, w której teraz może być stronie...