Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 41 —

Przecież nawet „Pa“, jak daje ogłoszenia do Kuryerka o lokalach do wynajęcia, to musi mu pomagać pan Henryk.
A ona pisuje sama i do druku!
Muszę o tem powiedzieć Naci, uśmiejemy się wybornie.
Ale Przybyszewskiego muszę poznać koniecznie, bo, bo ja strasznie lubię dekadentów.
Pan Henryk śmieje się ze mnie, ale cóż bo pan Henryk?... zaledwie student! i każe mi tylko czytywać naszych wielkich poetów — kiedy... kiedy ten Mickiewicz taki nudny, że już wolę się gonić po jadalnym ze „Stokrotkami“.
Czytałam przecież „Pana Tadeusza“, ta Zosia to głupia gęś, źle wychowana i nieprzyzwoita panna, żeby w papilotach i boso przełazić przez płoty! Może to dobre tam, gdzieś na prowincyi, ale nie u nas w Warszawie. Gęsiarka!
A i wiersze Słowackiego! Czytałam kiedyś głośno po kolacyi, to „Pa“ powiedział:
— Klituś, Bajduś, módl się za nami, a komorne już ja sam odbiorę.
I poszedł z panem Henrykiem na piwo.
Kuzynek Jaś przywiózł mi Altenberga, przeczytałam całego.
Boże, jakie to śliczne, a szczególniej ten ustęp, któryśmy z Nacią wyhaftowały na kanwie:
„Paliła „Princessy“ i patrzała na ratuszową