Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 35 —

jutro, jak się wyśpi. Za karę musiała iść aż na Nowy Świat do apteki, po wodę sodową dla „Pa“ i po lniane siemię na okłady dla „Stokrotek“! Dobrze jej tak, bardzo dobrze!
No, ja mu powiem przed ślubem, ja nie chcę, żeby pan Henryk chodził na piwo i powracał tak późno... nad ranem... ja się tak boję spać sama...
Do widzenia, boska Italio, do widzenia!

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Za cztery dni jedziemy!
Ach, co mamy bieganiny, co pracy z przygotowaniami!
W domu pranie jeneralne... w saloniku dwie szwaczki szyją i reperują, pomaga im ciocia, bo „Ma“ nie ma czasu, odprawia rekolekcye na intencyę szczęśliwej podróży.
Zdziś wybił szybę u lokatora z pierwszego piętra i powiesił na schodach kota tych tam handlarzy z oficyny!
„Pa“ chciał go wybić, ale ciocia obroniła, i tak mu za to tyranizowanie dziecka nagadała, że zaraz wyszedł.
Ciocia ma racyę, żeby bić chłopca za stłuczenie głupiej szyby i za powieszenie kota, to trzeba być tyranem.
Oho! już ja się nie dam tyranizować panu Henrykowi! Jeszcze czego!
Wczoraj kupiłam dwie bluzki i kapelusz letni...