Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/143

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.




    Drogą rozmiękłą, podobną do błotnistej, grząskiej rzeki, płynącej wskróś pustych, czarnych pól, szedł pijany chłop.
    Wieczór już był zapadł; zimny, rozdeszczony, brudny wieczór listopadowy.
    Oślepły świat płakał nieustannym, przenikliwym deszczem, obdarte pola szkliły się nabrzmiałe wilgocią, rowy i bruzdy pełne były wody, a bezlistne drzewa pochylały się nad drogą bezwładnie i drżały z zimna i wilgoci.
    Martwa cisza leżała na rozmiękłych polach.
    Chłop szedł prędko, zataczał się potężnie, potykał, klął, ale szedł; naraz przystanął i pijanym, ochrypłym głosem zaśpiewał:

    Oj! dyna, moja dyna,
    Oj! cały świat rodzina;
    A jak cię śmierć ułapi,
    Oj! poratunku niema!
    Oj!!!

    Ale śpiew nie rozległ się echem, rozmiękł w wilgotnem powietrzu i przepadł w ciemnościach; usłyszał go jednak jakiś cień ludzki, co się wlókł o kil-