Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 10 —

Żeby tylko „Pa“ nie chciał kosztów odbić na mojej wyprawie.
Oho, nie pozwolę się skrzywdzić!
Ktoś dzwoni i „Strokrotki“ nie szczekają, to pewnie p. Henryk!
Jak to dobrze, że „Ma“ jeszcze nie przyszła...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

W nocy. Pan Henryk poszedł trochę wcześniej, bo ma dyżur w szpitalu...
Tak mówił. Wierzę mu, ale bo to wiadomo, co ci mężczyźni robią poza domem?
Był już w tym nowym płaszczu z peleryną i z bobrowym kołnierzem.
Bardzo mu w nim ładnie, bardzo, a tak nie chciał go kupić.
Ale postawiłam na swojem. Powiedziałam mu ostro, że dopóki będzie chodził w tym studenckim szynelu, nie pójdę z nim nigdzie...
Siedzieliśmy w saloniku sami i było nam strasznie dobrze... ogromnie mocny, aż mnie boki bolą i usta tak pieką...
Grałam mu trochę i rozmawialiśmy, jak się urządzimy.
Tak mi jakoś dziwnie duszno i gorąco!...
On chce do salonu ciemne obicia i meble! Także gust! Ciekawam, gdzie to widział? bo na całym świecie, we wszystkich salonach dają się jasne meble i obicia — o i od tego nie odstąpię.