Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 134 —

Ja chyba umrę, albo bardzo ciężko się rozchoruję, jeśli zaraz wrócimy do Warszawy.
Przecież moglibyśmy posiedzieć choćby w Zakopanem parę tygodni... niktby nie wiedział, skąd wracamy!
Nawet już nie wiem co robię?
To coś okropnego... nie będę śmiała wyjść na ulicę w Warszawie...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Boże, coś nowego, jakaś nadzieja... Boże...
„Ma“ woła „Pa“, że nie powróci, że mnie zabierze, „Stokrotka“ zabierze i sami pojedziemy do Rzymu, choćby tylko w troje, a „Pa“ niech sobie powraca na złamanie karku, kiedy taki niedołęga, taki tyran, taki kat „Stokrotka“!...
„Ma“ płacze, „Pa“ płacze, i ten biedny sierota też skomli, to pewnie z żałości po tamtym...
Mój Boże, żebyśmy pojechali do Rzymu — to już pierwszemu, jakiego spotkam dziadowi dam rubla, a jak wrócę do Warszawy — to zaraz dam tę jesienną suknię córce stróża, chociaż naprawdę ona jeszcze zupełnie dobra i trochę mi jej szkoda.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Cicho „Stokrotku“... cicho sieroto... cicho mój zakręcony ogonku... niech tylko pojedziemy do Rzymu, to już ja ci będę towarzyszką, i matką, i siostrą, i wszystkiem... cicho moja sieroto... cicho...
A „Ma“ wciąż kłóci się z „Pa“.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·