Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 109 —

drugą — wysuwa się bułka z szynką; wtykam trzecią — jest piwo!
Psiakość, nóżki baranie, te szwaby, to mają kiepełe.
A Ronacher, to jest instytucya! Takie powinno się wszędzie urządzać, bo to i moralne i człowiek się rzetelnie zabawi — i spokojnie zje kolacyę! Nie tak, jak w tych teatrach; płać, duś się, wytrzeszczaj oczy, a tam ci pokazują zdrady, miłości, okropności, że w antrakcie piwa nie można nawet przełknąć... i takie zgorszenie pokazują, że dziewczyny nie można brać na to!

3-go kwietnia. W drodze do Włoch, na jakiejś stacyi.
Tak mi jest smutno, takbym czegoś płakała, że to coś okropnego...
Same nieszczęścia nas dzisiaj prześladują.
Najpierw zaspaliśmy trochę.
Potem zapomniałam pudełka z kapeluszem, „Pa“ musiał już z dworca wracać do hotelu, ledwie zdążył, że już nie mieliśmy czasu zjeść śniadania...
Ja to wszystko przeczuwałam, bo śniły mi się ryby ze śliwkami, a to znaczy zawsze jakieś przykrości, nieraz to już sprawdzałam!...
Mówiłam zaraz o tem „Ma“, ale powiedziała, „że czasem, to nic nie szkodzą ryby ze śliwkami“, a tylko jak się śnią ryby na amarantowo, to może być źle!