Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 107 —

nie będę paliła nawet „princessów“, to obrzydliwość!... Czy mężczyznom zawsze się tak robi po paleniu?...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

„Pa“ powrócił, ale jakiś zły!
Aha, mówi do „Ma“, że jedziemy już jutro rano, że niema czasu na siedzenia w Wiedniu, zobaczymy go z powrotem lepiej.
A myśmy jeszcze nie były na Mariahilfstrasse!... ani w żadnem Panopticum!
Przynajmniej nie będę potrzebowała pisać długiego listu do pana Henryka, powiem w karcie: „Pa“ tak spieszył, że czasu nie było...
Jeszcze mi jakoś niewyraźnie...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Dopisek „Pa“.
Zły jestem, wściekły jestem, psiakość, nóżki baranie!
Ten radca mnie urządził, no!
Byłem tu i owdzie, aby to, co mi napisał — sprawdzić, no nie źle, nie. Piwo i owszem, dobre. A po teatrze, walę do tej „Spitzer-Café“!
Myślałem, że istotnie zobaczę coś ciekawego, bo radca tak mrugał... a może nawet tak troszeczkę... no uczciwie pikantnego...
A tam brudno, piwo pod psem i ostatnie wybiorki... wywłoki...