Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 100 —

Jezus, Marya, myślałem, żem się urżnął, ale nie, „Stokrotki“ siedziały przy mnie, no i wypiłem może wszystkiego z pięć większych... więc się pytam tego znajomego demokraty, serdeczny człowiek — gdzie, psiakość, nóżki baranie, są u was zwyczajni porządni, nieutytułowani ludzie?...
— Przeważnie w Wiśniczu i pod Telegrafem — odpowiada, to niby jakby u nas na Pawiaku.
— Ale i tam ekscelencyi nie brakuje — dodał.
Konstytucya, wolność, doskonała rzecz, ale tyle hrabiów i trzy procent od kapitałów! — Bóg zapłać, wolę wrócić do Warszawy!
Skończyłem, idę się przespać.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Dopisek „Ma“.
Kobieta chrześcijanka, która często rozmawia z Nim, nie ma tak wiele do powiedzenia o świecie.
Tak, Kraków jest piękny! Piękny przez swoje świątynie, przez pobożność, jaka tutaj panuje, przez cnoty, przez zadziwiającą ilość różnego duchowieństwa!
Ale Kraków jest bardzo drogi! Byłam na targu, pytałam się o ceny, włosy mi powstały na głowie, taka drożyzna! Całe szczęście, że ci biedacy mają tutaj tyle pociech religijnych, całe szczęście. Opatrzność zawsze czuwa nad maluczkimi.
A ludzie nie chcą widzieć tego, ślepi i nieszczęśni!