Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/407

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jakby z musu — poskarżył się przed synem. — Filip, zanieś dukata tym dudłom i nakaż, aby rznęli od ucha, siarczyście. Spojrzyj na Ceśkę, orlica nad kokoszkami. — Z życiem, mości panowie, z życiem! — szeptał niecierpliwie, bijąc nogą do taktu.
Sewer poleciał do gości. W ogromnej jadalni, zapchanej ludźmi, gwarem i pijatyką, ułapił go Radzimiński i odwiódł na stronę.
— Zali jest aktualnie w Warszawie Zubow?
— Nawet go nieraz spotykałem. Masz do niego sprawę?
— Mam z nim sprawę — zasyczał przez zęby. — Daj mi na chwilę ucha.
Zaprowadził go do matczynego pokoju, gdzie tylko mgliła się lampka przed obrazem i wrzawy dochodziły konającemi echami.
— Mów i dysponuj mną — rzekł pełen niepokojącego zdumienia.
— Zubow pohańbił mój dom — wykrztusił Radzimiński. — Pokrótce opowiem. Zaraz po armisticium przyszedł z huzarami na konsystencyę do Włodawy. Snadź nudno mu było w miasteczku i nie satysfakcyonowały go hulanki, bowiem zaczął wizytować wszystkie znaczniejsze domy w okolicy. Nikt mu ręki nie umknął, ni zatrzasnął drzwi przed nosem, gdyż znano go bratem wszechwładnego faworyta i mającym osobliwsze łaski u samej Imperatorowej. Jakże z takim zadzierać! A przytem jakby przyodział się w owczą skórę, udając gorącego przyjaciela Polski. Z młodzieżą wchodził w przyjacielskie związki, wydając się pod sekretem nawet za