Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/403

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Poniechajcie — stanął ją bronić Radzimiński. — Dziewczyna wielkiego animuszu, w sam raz dla żołnierza. Kobierzyccy, ród to w Sieradzkiem wielkiego znaczenia i fortuny!
— Pypcie herbu Baranie Rogi, ród w Pypciach i całej parafii sławny i w hodowli progenitury wielce zasłużony — przedrwiwał Bonuś. — A co się tyczy ich majętności, te są znaczne; exemplum, jeśli pies na nich przysiędzie, to już ogonem o sąsiedzki zagon zawadzić musi...
— Nie przekpiwaj, by cię nie nauczyła moresu, jak Brzozowskiego.
— Mówcie co chcecie, a ja ją znajduję marcypanem — wyrwał się Stamirowski, starościc krasnostawski, gorąco dowodząc swoich racyi.
— Trzymam z tobą i lecę z nią potańcować! — krzyknął Rogowski, gdy anglez się skończył i Ceśka przysiadła.
Nie dali jej odpoczywać, bowiem za Rogowskim zapraszali ją co najlepsi tancerze. Nie odmawiała żadnemu, na złość zgorszonym kanapom i panieńskiej zmowie, cicho agitującej przeciwko niej. Szła w tańce z uniesieniem, jakoby w bój, i zwolna też zwyciężała foremnością postaci, animuszem i urodą. Rude warkocze latały za nią, jak węże, i jaśniejąca szczęściem i miłością, dawała ze siebie obraz doskonałej radości.
Mimo burzy, jaka ją roznosiła, tańcowała tak dwornie, aż zdumiewała Sewera. Rad był w duszy, iż przenosiła wszystkie gładkością lica i pańską wyniosłością, niekiedy też leciał do sali spojrzeć w jej stronę, ale nie miał czasu, musiał zastępować ojca.