Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Insurekcja.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

noty, stopione srebra i połamane, stołowe zastawy, ciężkie dzbany i roztruhany, złote pektoraliki, staroświeckiego kunsztu manele, zausznice i pierścienie, tręsienia od kołpaków, rzęsiście obsypane dyamentami, pasy przerabiane złotą i srebrną nicią, srebrne faramuszki z kobiecych gotowalni, wyczynione marcypanową robotą; wschodnie kubki sadzone kamieniami, zapinki złote, guzy od kontuszów, rznięte w koralach i drogich kamieniach. Niektórzy zaś gotowym groszem wyliczali po kilkadziesiąt dukatów, inni srebrem supłali po paręset złotych, a jakieś mieszczki wytartych trojaków przynosiły torebki. Byli deklarujący całe wozy mąki, zboża, słoniny i siana, które już stały w Rynku pod oknami. Byli, za którymi pachołkowie dźwigali kręgi ołowiu, beczułki prochów, torby skałek, postawy żołnierskiego sukna i ogromne sztuki płócien. Dawali stadka baranów i wołów. Którzy ofiarowywali wozy z zaprzęgami i woźnikami, którzy znosili stosy ładownic, wypełnionych gotowymi ładunkami; którzy znosili skóry, siodła z czaprakami, pasy do karabinów, pendenty i tornistry, którzy dźwigali toboły koszul i lejbików dla gemejnów. Nie brakowało i czystych szmat na flejtuchy. Dostawiono też sporą kwotę co najwybrańszych koni do harmat. Jacyś szewieccy majsterkowie przynieśli kilkanaście par butów, submitując się pokornie, że nie mogą dać ojczyźnie więcej. Kapostas ofiarował pięć tysięcy kos. Ksieni Norbertanek na Zwierzyńcu, przystała dwie armatki, dwa moździerze i jednę szmigownicę — i ktoby tam wszystkich wyliczył i wszystko!