Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Insurekcja.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

były taką sam ą wzgardą i nienawiścią. Obradowali, jakby prawi przedstawiciele ludu. Zwłaszcza ci z konfraternii kupieckiej zwracali uwagę szerokością opinii, rozumem i znajomością materyi in statu. Nie krępowali się w sądach o dygnitarzach i duchowieństwie. Nie zaczepiano tylko króla. Zaręba połknął niejedną gorzką uwagę o szlacheckich rządach. Wiele też słusznych prawd utkwiło mu w pamięci. Chwilami z tych dyskursów rozbrzmiewały echa jakobińskich maksym, a nawet padały ostre skargi na szlachtę, ale ponad te wypadkowe rekryminacye górowało serdeczne pragnienie ratowania ojczyzny. Nie skąpiono dla niej niczego. Głęboka troska zasępiła wszystkie czoła. Deliberowano też głównie nad przyspieszeniem insurekcyi i środkach, jakie podejmowali się dostarczyć. Poczem każdy ze starszych imieniem swojego cechu deklarował pewną kwotę ludzi zdatnych do broni, wojennego rynsztunku i gotowego grosza. I kiedy to wszystko zostało zapisane, odczytano raport Kościuszki o bitwie racławickiej. Powstali na znak uwielbienia dla Naczelnika, zaś Krieger, człowiek młody, zdatny i żarliwy patryota, przemówił gorąco:
— Obywatele! Cechy i zgromadzenia zadeklarowały ofiary, jakie dać mogą. Ale tego nie dosyć! Musi dać każdy, na co go stać. Bo, jakiekolwiekbądź kto ma sposoby ratowania ojczyzny, nie może ich bez występku zaniedbywać. A każdy grosz służy ku pomnożeniu siły zwycięstwa! — I popierając słowa czynem, złożył na stoliku przed ks. Meierem złoty zegarek z łańcuszkami i pieczątkami. Przykład podziałał. Cichy a uroczysty zapał przejął serca. Niejednemu pociekły łzy z oczów.