Strona:Władysław Stanisław Reymont - Przed świtem.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 44 —

w fabryce i ani grosza nie zapłaciłem kary, to nie zapłacę i dzisiaj.
— Zapłacicie, tak kazał pan Demehl.
— Pan Demehl! A to zapłacę — zawołał nagle zrezygnowany... pan Demehl — powtarzał cicho, wlokąc się do domu. Kruczek czekał na niego przed bramą fabryki i szczekał radośnie na powitanie.
— Kruczek! Pan Demehl skrzywdził twojego pana, słyszysz! Pan Demehl!
Kruczek na dźwięk nazwiska zaczął szczekać groźnie, gonił niewidzianego, mścił się za krzywdę swojego pana. A pan Pliszka jakby zapomniał o wszystkiem, bo siedział w swojej izbie pod oknem, palił fajkę i nieodzywał się do nikogo, nawet na Kruczka uwagi nie zwracał.
Robotnicy szykowali się spiesznie do drogi, myli się pod pompą na podwórzu w mroku wieczornym, odziewali odświętnie i zapełniali mieszkanie świątecznym nastrojem, gospodyni, pani Radzikowa i Antoś pomagali im wiązać tobołki.
— Co wieziecie Adamie do domu? — pytała.
— Chustkę dla matki, kaszkiet ojcu, a dziewuchom paciorków...
— A wy Pietrze?
— Obrazików i na spódnicę matce.