Strona:Władysław Stanisław Reymont - Przed świtem.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 251 —

A lud cały w krzyku, w obłąkaniu, w męce, wył setkami głosów:
Zachowaj nas Panie!
Procesya obchodziła teraz wieś dookoła, szła ogrodami.
Wójt i pisarz zaczęli też organizować jakiś ratunek.
— Kto podpalił?
— Winciorek! Winciorek!
Widziano przecież jak się zapaliła stodoła tam, gdzie się schował.
— Winciorek! Podpalacz! Dawać go! — rozległ się taki krzyk, że ogłuszył na chwilę śpiewy procesyi.
Zemstą zawrzały wszystkie dusze, straszną zemstą.
— Szukać go, łapać! zabić! — wołano ze wszystkich stron.
Ale nikt nie wiedział, gdzie on jest.
Cała gromada rozwścieczonych, oszalałych rzuciła się do jego domu, za wodę, gdzie nie groziło niebezpieczeństwo.
Na progu siedziała Tekla i na widok chłopów biegnących, podniosła się, jak widmo, pochwyciła jakiś kołek i wrzeszczała obłąkana:
— Nie dom! nie dom! nie dom!