Strona:Władysław Stanisław Reymont - Przed świtem.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 226 —

— Do kancelaryi, do kryminału, ty złodzieju! — rzucił się na niego.
Jaśkowi zbrakło cierpliwości, uderzył go w łeb raz i drugi, rzucił na ziemię, skopał po bokach co się zmieściło i poszedł.
A sołtysa zanieśli do domu i chorzał parę dni.
— Pono was, sołtysie, gąsior potłukł, czy co? — kpili chłopi potem.
— Juchy! żadnego pomiarkowania nie mają dla takiej honornej osoby!
— Ale! tak zbić sołtysa, kiej prosty gliniany garnek!
— A to baba kijanką szmat lepiej nie spierze...
A sołtys nie rzekł nic, tylko gnany wściekłością i wstydem, pobiegł do kancelaryi, a potem długo konferował z rządcą.
Za to najbliższej niedzieli, przed kościołem, ogłoszono przy bębnie:
— «że kto złapie Jaśka Winciorka i dostawi do kancelaryi gminnej, ten dostanie pięćdziesiąt rubli nagrody».
— Kawał grosza, a czy to ino rzetelnie dadzą! — mówiono przed kościołem.
— Taki zbój! Co do grosza wypłacą! — zawołał sołtys.
Parę dni wrzało o tem we wsi, we wszyst-