Strona:Władysław Stanisław Reymont - Przed świtem.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 212 —

A dziedzic, kiedy stara uspokoiła się nieco, rzekł łaskawie:
— Zapomniałem, że mnie nie wolno kupować chłopskiego gruntu. Szkoda, bo kupiłbym waszą gospodarkę, na całej długości przylega do moich gruntów.
— Może, wielmożny panie, bo nasz grunt nie jest z ukazu, nie stoi w tabeli...
— Dlaczego?
— A bo grunt z łąką ociec wielmożnego dziedzica dali z dobrej woli mojemu nieboszczykowi. Są na to papiery...
— Nie wiedziałem o tem zupełnie.
— Mój to wywiózł starszego pana do obcych krajów, lekował, bo chory był... O, wielmożny pan był wtedy jeszcze przy piersi... maluśki...
— Sierotom zostałam z moim Jaśkiem, sierotą!... — zaczęła znów płakać.
Dziedzic, wzruszony jej opowieścią, chodził nerwowo po pokoju.
— Nie płaczcie, matko! Zrobię wszystko, co chcecie... Kupię od was i łąkę i gospodarstwo natychmiast... Nie wiedziałem zupełnie, iż tyle wdzięczności jesteśmy wam winni... Teraz sobie nieco przypominam, jak przez mgłę, co nieboszczka moja matka mówiła mi przed śmiercią