Strona:Władysław Stanisław Reymont - Przed świtem.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 178 —

— Hale! hale! Jedno tylko miarkuję, że tam Jaśkowi byłoby przezpiecznie.
— Niema co, że inaczej już zrobić nie można, niema co!
— A z gruntem? — zapytał, i oczy mu rozbłysły chciwością.
— A choćby i sprzedam! — odrzekła z determinacyą.
— Kto to kupi, tyle chcą sprzedać, że nikt nie chce! — powiedział chytrze.
— A choćby i za pół darmo, to sprzedam. A przecie mój grunt dobry, w jednem polu, a jest i łąka, i chałupa przecież nie ostatnia, i stodółka prawie jest nowa. Grunt doprawiony jak się patrzy...
— Ho! ho! wiadomo, żeście najlepsza gospodyni na wsi, co prawda, to prawda.
Nie odpowiedziała, poszła do komory i wyniosła stamtąd w garści pieniądze.
— Moiściewy! weźcie to... żeby się ano nie dowiedziały... — prosiła cicho.
— Już ja to wszystko urychtuję... — Podniósł się i obciągał kapotę, a na odchodnem rzekł: — Jak wychorzeje, to zaraz jedźta! Panu Bogu oddaję...
— A z gruntem się nie śpieszcie i nie mówcie o tem nikomu.