Strona:Władysław Stanisław Reymont - Przed świtem.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 156 —

dużo jest i Żydki, i Polaki, i Niemcy... Tam jest dobrze, tam żadnych strażników niema... Ja wiem, od nas z miasta jest tam felczera syn, i on ojcu co rok przysyła pieniędzy...
— A czemu Mosiek tam nie wysłał brata? — spytała podejrzliwie.
— Czemu? Nie było pieniędzy. Żebym ja miał tyle pieniędzy, co kosztuje droga dla mnie, dla mojej żony, dla moich dzieci, to jabym i tu miał się dobrze.
— A siła pieniędzy potrza? — zapytała spokojnie, udając obojętność.
— Ja dobrze nie wiem... ale mnie mówił jeden żydek, co całe sto rubli sama droga! To wielki majuntek, wielki geld!...
Zamilkli.
Żyd opasał się czerwoną chustką, za którą zatknął koniec kapoty, pozbierał pudełka, nadział czapkę i wychodząc, szepnął ciszej:
— Ja wam po przyjacielsku radzę... niech on zaraz ucieka do Ameryki... no, ostajcie z Bogiem.
— Jedźcie z Bogiem, Mośku.
— Wiecie, ten Herszlik, co un trochę szwarcuje ludzi za granicę... wy z nim pomówcie, un teraz jest w domu...
— Do Jameryki, za morza! Laboga! — my-