Strona:Władysław Stanisław Reymont - Przed świtem.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 146 —

Chyba ułapisz się, biedoto, tych gwiazdów i dufające serce oddasz Panu jezusowemu miłosierdziu!
O dolo! dolo! dolo!
Tak rozżalała się dusza Winciorkowej, sieroca, smutna dusza matki cierpiącej. A wiatr huczał na dworze i targał poszyciem chałupy, rozchwiewał drzewami i smagał niemi ściany, pogwizdywał w kominie i niby Zły, cieszący się z nieszczęść ludzkich, chichotał, tańcował po drogach ciemnych, po tej nocy rozdeszczonej, smutnej, strasznej.
— O Jezu! — łkała Winciorkowa i wrzeciono wysuwało się z jej sztywniejących palców, a ze zmęczonych, wypłakanych oczów toczyły się łzy gorzkie po zapadłej, rozbolałej twarzy. Wyschnięta pierś podnosiła się w strasznem łkaniu, a niemoc, straszna niemoc przygniatała jej biedne ramiona do ziemi, do poddania się, do niewoli...
Tekla sama dzisiaj oprzątnęła gospodarstwo i ugotowawszy kolacyę, zabrała dziecko z płąchty wiszącej u sufitu i poszła spać.
Ani spostrzegła tego stara, zajęta cała myślami i boleścią. Raz wraz zaglądała do chłopaka, który leżał w gorączce, a potem tylko nasłuchiwała wszystkich szmerów, wszystkich