Strona:Władysław Stanisław Reymont - Osądzona.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przy sposobności słodkie słowa i podszczypując. I w Symeona łaski próbował się wkradać. Prędko przyzwyczaiły się do niego, a już Oksenia, płonęła na jego widok, i często, nie mogąc się go doczekać, ukradkowo wyzierała ku stacji. Nie cierpiał go tylko Mikoła i Bukiet, obaj szczerzyli na niego zęby i warczeli. Ale dzisiaj przyleciał wielce zmieniony, cały w ogniach i z jarzącemi oczami.
— A wiecie — zaczął, ledwie łapiąc powietrze, zgorączkowanemi wargami. — Za dwa dni staną wszystkie koleje. W Pitrze już zastawili ruch. Ogłoszą strejk powszechny.
— Kto i dla czego? — podniósł na niego ciche, badawcze oczy Symeon.
— Naród się burzy, chcą konstytucji, chcą wolności! — powtarzał z zapałem.
— Wyślą kozaków a ci już im nahajami nadadzą konstytucję — warknął stary.
Jarząbek spojrzał mu w twarz — i zawahał się z obawy, czy nie pójdzie na niego z donosem.
— Nie moje dzieło, powtarzam co usłyszałem, — wił się zmrożony nagłym strachem.
— Niech p. Jarząbek powiada, tu przecież sami swoi, — zachęcała go Jaszczukowa.
— W nocy — zaszeptał tajemniczo, — jakiś żydek przywiózł proklamacje, i ktoś je zaraz porozlepiał po stacji. W nich wzywają do strejku, i grożą kulą w łeb tym, którzy do niego nie przystąpią. Wachmistrz je pozrywał. A z osobowego ktoś wyrzucił gazety, w nich stoi, że i wojsko się buntuje. Wczoraj w Lublinie były pochody z czerwonemi sztandara-