Strona:Władysław Stanisław Reymont - Osądzona.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wygnali do Orenburga. Dali mu za to, że się pozwolił przepisać na prawosławie — dodała ciszej.
— A widzicie jak to nasz Car wynagradza wiernych poddanych — wyrzekła z zapałem.
Jaszczukowa miała już na języku jakieś złe słowo, gdy weszła Prakseda.
— Że wasz wiernie służył Carowi, to wy teraz macie majątek i pensję dożywotną. Powinniście być wdzięczni i nie słuchać tych polskich miateżników. Jak przeczytacie książeczkę, to wam dam drugą. A będziecie mieli masło, przynieście, kupię.
Jaszczukowa podziękowawszy pokornie, wyniosła się jak mogła najprędzej. Gramofon wciąż wył w bufecie i to samo towarzystwo jeszcze siedziało.
— Trucizny bym ci przyniosła, ty suko prawosławna — pomyślała znalazłszy się na powietrzu. I leciała do domu jakby na skrzydłach. Ponosiło ją wzburzenie i gwałtownie rozbudzona nienawiść. Słowa naczelnikowej rozdmuchały pamięć tych niedawnych jeszcze czasów, kiedy każdy z unitów opowiadający się przy polskości i katolicyzmie, ścigany był niby wściekły pies; trapiony, bity, ograbiany z majątku, pozbawiony czci, i pędzony z najgorszymi zbrodniarzami na Syberję. Pamiętała swoje dziecinne lata, przesiąkłe łzami, krwią i obłędnym, wiecznym strachem. Pamiętała całe wsie umęczone, całe rody wymordowane, całe parafie wygnane. I swoją rodzoną matkę z połamanemi nogami i ojca przepędzonego przez kozackie nahaje, i braci potopionych w jeziorze. Przecież Oksienia sierota po siostrze, zabitej w obronie wiary. I taka moskiewica śmie mówić o carskiej dobroci, a i o tem, że prawo-