Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
90
WŁ. ST. REYMONT

sienniku i pił zwolna, nie spuszczając z niego oczu.
— Jeszcze jej niema, uważasz, już po dziesiątej, a jej niema! — szepnął tamten więcej do siebie, niż do Olkowskiego, który, usłyszawszy wieść taką, zbladł śmiertelnie i tak drżeć zaczął, aż dzwonił zębami po szklance.
— Czemuś pan pozwolił? — szepnął wreszcie cicho, ale z głębokim wyrzutem.
— Głupiś! Jakże ja mogę zabronić? Nie spałem całą noc, czekałem, bo mi powiedziała, że najpóźniej wróci o dwunastej! Boże, jaki ja jestem nieszczęśliwy! Boże, jaki ja jestem nieszczęśliwy! — zaczął wołać jęczącym głosem i chwycił się rękami za włosy.