Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
73
LILI

wytrzymać, odprowadziła go do sieni i na pożegnanie cichutko zapytała:
— Ale pan przyjdzie jeszcze do nas?
I patrzyła mu w oczy ze strachem.
— Także zapytanie! Przyjdę jutro rano.
— Ale... ale pan się nie gniewa na mnie?
— A za cóżby, Lili? Czy ja mógłbym się na panią gniewać?
Uścisnął jej ręce i poszedł. Wyjrzała za nim jeszcze, bo się jej wydało, że go już nie zobaczy nigdy, nigdy, i tak ją ta obawa zdenerwowała, że powróciła do mieszkania, położyła się na łóżku