Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
293
LILI

Stała w progu, w smudze brudnego naftowego światła i szukała go oczami w cieniu werendy.
— Chciałem cię zobaczyć jeszcze, bo zaraz wyjeżdżam.
Przycisnął jej rękę do ust.
— Wyjeżdżasz?... Naprawdę wyjeżdżasz? Zaraz? — W głosie jej zadrgał przestrach i zdumienie.
— Tak, wyjeżdżam natychmiast. Konie czekają... Jedź ze mną Lili, jedź ze mną najdroższa! — Wybuchnął gwałtownie, obejmując ją ramionami. — Kocham cię, jedź, bo jużbym cię nigdy nie zobaczył... nigdy... jedź ze mną...
Błagał rozpaczliwie, gorączkowo.
Wysunęła mu się z ramion i cicho, a mocno powiedziała:
— Nie... nigdy... nie mogę.