Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
284
WŁ. ST. REYMONT

— Tak... Każdy samczyk przed swoją samiczką wie jak się zachwalać, tak...
Skończyli »Bibińskiego« przy wielkich brawach i wywoływaniach, ale Zakrzewski się uparł i za nic w świecie wyjść nie chciał, publiczność również ustąpić nie chciała i wołała go coraz burzliwiej. Wreszcie Lili przyszła do niego z niemą prośbą w oczach, uległ, ujął ją za rękę i wyszedł się kłaniać. — Ostatni raz, wszystko już mi jedno — myślał i pocałował Lili w rękę przy otwartej scenie.
Ale gdy portyery się zasunęły i brawa zamilkły, nie zważał, że dziewczyna stoi w kulisie i czeka na niego, z takiem drżeniem, że trzymać się musiała ściany, ze