Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
278
WŁ. ST. REYMONT

Korniszon pozapalał lampki za kulisami i uwijał się po scenie, wciąż jeszcze przyszywał, przyklejał i przybijał, nie był zupełnie pijanym, chociaż co parę minut szedł do hotelowego bufetu na sznytka.
Kos z Jańciem charakteryzowali się zawzięcie: Kos pogwizdywał i dawał prztyczki w kark Jańciowi i obiecywał mu sprawić gips, jeśli się sypnie, co zresztą było jego zwyczajem stałym.
Lili jeszcze nie było z matką.
Leon poszedł na scenę i wyjrzał przez portyery na salę: zapełniała się powoli, masa znajomych twarzy migotała w półmroku; Korczewski uwijał się między krzesłami, wskazywał miejsca, muzykanci rznęli takiego siarczy-