Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
229
LILI

— Kocham! — odpowiedziała cichutko, ledwie dosłyszalnie, i pochyliła twarz na piersi, żeby ukryć łzy, a równocześnie zaczęła gładzić paluszkami jego dłoń.
— Zrób, Lili, herbaty, to i pan Leon się napije, bo zimno, a ja wam przeczytam rozdział powieści. Powiadam wam, że się popłaczecie.
Lili zakrzątnęła się koło samowaru, Leon pomagał jej, jak zwykle; ale nie było pomiędzy nimi tej zwykłej dziecięcej swobody zakochanych i przekomarzania.
Patrzyli na siebie przez cień, który im omraczał duszę coraz bardziej.
Mówili sobie: kocham, ale zbyt cicho i szeptem, podobnym do łkania; spoglądali z miłością, ale