Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
204
WŁ. ST. REYMONT

dziwak i odludek — przeczytał Korczewski ze swojej kartki informacyjnej, którą schował starannie i, nadziawszy na kij kamasz, suszył go nad ogniem.
— Szkoda, że nasi nie mogą pana widzieć w tej pozycyi, mieliby wesołość rzetelną — zrobił uwagę Zakrzewski, patrząc na siedzącego w kuczki na ławce Korczewskiego, bez butów i bez ubrania, które rozciągnięte na wielkich łupkach drzewa, schło przed ogniem.
— Zanim wyschnę, możebyś pan probował zobaczyć się z tym dziedzicem, a nóżby co kupił?
— Nie pójdę.
Odpowiedział z taką stanowczością, że Korczewski już nie nalegał i milczał do samego wyjścia.