Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
201
LILI

grzmocę — szeptał Zakrzewski, trzęsąc się z gniewu.
— Antek, a co się tam dzieje? Co to za ludzie? czego chcą? — pytał ktoś, wychylając głowę lufcikiem.
— Panie dziedzicu, interes wyłuszczymy, ale proszę nas wpuścić, bo mnie stał się wypadek, wpadłem w rów, jestem zmoczony; chciałbym się trochę wysuszyć, drżę z zimna — jęczał aktor.
— Co za interes? — zapytała głowa z lufcika, puszczając kłąb dymu.
— Jesteśmy artyści dramatyczni. Ale na miłość Boską, bo zmarznę!
— Aktorzy! Niech Pan Bóg opatrzy! Antek, zaprowadź ich do kuchni — rozległ się raz je-