Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
194
WŁ. ST. REYMONT

wiejskie specyały, przepił do nich wódką i rzekł:
— Zaraz wrócę; spytam się żony, czy będziemy mieli we czwartek czas.
— Co pan wygadujesz! Ja się spalę ze wstydu! Poco ta blaga! — szeptał cicho Zakrzewski po wyjściu dziedzica.
— Boś pan zielony frajer! W inny sposób bym go nie »skantował«. Jakbym go nie wziął pod żebro, toby przez jakiego Maćka powiedział, że niema go w domu! Już ja ich znam; pozwól mi pan działać — odpowiadał najspokojniej i z wielkim apetytem zajadając.
— Dziwię się, że nas jeszcze za drzwi nie wyrzucił.
— Bo głupi. Ale o wyrzuceniu