Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
166
WŁ. ST. REYMONT

nom, co im się bardzo podobało, bo miały na niego pewne zamiary. Doktor, człowiek bardzo dobry, przyjął go z serdecznością.
Otoczyła go taka miła atmosfera, że czuł do nich wdzięczność, iż nie traktują go jako aktora-włóczęgę, ale jak człowieka ze swojej sfery. A przytem byli tacy dobrzy, uprzejmi, dyskretni, uprzedzający; salon, do którego przeszli po obiedzie, miał eleganckie meble, puszyste dywany i lśnił pewnego rodzaju wykwintem, którego nie mogło być u kolegów, a po którym tęsknił bezwiednie. Jakieś kwiaty pachniały bardzo mocno w żardynierce, przy fortepianie, na którym blondynka wygrywała cały swój repertuar, a potem brunetka śpie-