Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
159
LILI

od wyjazdu z teatru. Jadę zaraz po benefisie.
— Dobrze pan robi, bardzo dobrze. Przejrzał pan nareszcie, to i lepiej. Być tak oszukiwanym nikczemnie, to nawet trochę śmiesznie — ciągnęła ciszej.
— Kto jest oszukiwanym? Kto oszukuje? Mówże pani, na Boga! — zawołał.
— Przecież całe towarzystwo wie, ba, całe miasto mówi o tem...
— Ale o czem? Błagam panią, mów!...
— A choćby o tem, że Lili wcale nie pojechała na familijną kolacyę do siostry gospodyni...
— Tylko gdzie, do kogo?! — krzyknął, uderzony temi słowami, jak batem.
— Podobno do hrabiego. Wiesz