Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

no pan bliżej, o tutaj! — Zepchnęła nogą pieska i nie podnosząc się z kanapy, wskazała mu miejsce przy sobie. Usiadł na krześle w pewnem oddaleniu i patrzał na nią ciekawie.

— Boisz się pan przy mnie siadać; to ciekawe, jak Lili pana wytresowała!
Zaczęła się śmiać, podając mu papierosy, a gdy wziął i zapalił, zakrzyczała: