Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
96
WŁ. ST. REYMONT

— A jak zupełnie nie pójdziemy, to co?
— A to nie, to będziemy siedzieć w domu, podzielimy się opłatkiem, już wszystko naszykowałam.
Wskazała na stoliczek pod oknem, nakryty obrusem, na którym stała wódka, kilka śledzi i talerz z opłatkami.
— Dobrze, podzielmy się. A za wszystkie życzenia niech pani przyjmie chociaż te kwiatki.
Otworzył pudło i wyjął cały pęk bzów blado-fijoletowych, storczyków o złoto-rdzawych płatkach, konwalii zielonawych, róż czerwonych i różnokolorowych gwoździków.
— To dla mnie! to wszystko dla mnie! Jakie śliczne, jakie cu-