Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dobrze zarysowany, tylko broda trochę naprzód wysunięta i szczęki dość wydatne nadawały dolnej połowie twarzy charakter szczególnej zmysłowości.
Wzrost więcej, niż średni, kibić wysmukła, kształtna dopełniały całości.
Uwijała się z żywością, wesoło gospodarując, perlista kaskada śmiechu brzmiała od czasu do czasu. Józef siedział zapatrzony w nią, jak w cud dawno oczekiwany, w niemej, pełnej szczęścia kontemplacji.
Jan jakiś roztargniony, dotknięty, obserwował. Wzrokiem biegał bezustannie po całej jej postaci, chwytał spojrzenia, uśmiechy, profil, kontury, wdzięk poruszeń.
Poustawiała wszystko, odsunęła się, obrzuciła całość okiem znawczyni i zawołała wesoło:
— No, teraz możliwie! Co też panowie robili przez całe dnie? — spytała, oczy jej przypadkiem spoczęły na otwartej książce, porzuconej na kanapie.