Przejdź do zawartości

Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/368

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gęsi aż się bieliło. Dzieci gromadami. Dnie były krótkie, na południe nie spędzali — przynoszą im jeść. Zabawy, wrzaski. Kłótnie, bijatyki. Łowienie ryb i raków, pieczenie ich na kamieniach!
Las niedaleki. Grzyby. Małe dzieci...
Sołtysianka ze swoją.........
Daj mi go, pobawić. Ale, jeszcze go .....! Daj! Dziadówko jedna!........ a ona jedna, nie ma kogo huśtać, kim się opiekować. Strasznie jej żal.
Na drugi dzień popędziła koło figury! .......: pani, wezmę Jezusika na.... O, wa! Uważaj tylko, żeby mu się nie stało co złego........ poszła.
Nawet się nie zdumieli. Ma, to ma! pewnie kowalowej. Tylko jedna sołtysowa rzekła: nagie to, czyje! A żydowskie, żebyś wiedziała! Głupia! I tyle było rozmowy. I było co dnia, że rano Basia zabierała Jezusa ..., go odnosiła. Cały dzień nosiła go, huśtała, zabawiała, dawała jeść. Razu jednego M. Boża mówi: coś ma brzu-