Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/361

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

krzyki i śpiewy tysięcy, głuche dudnienia toczących się dział. Wojna głosiła się triumfującym hymnem! Zgorączkowany jej nastrój drżał w upalnem powietrzu, przesycając wszystkich śmiertelną zgrozą niepokojów i trwogi. Głośno lamentowały kobiety. Spazmatyczne szlochania wylewały zdroje palących łez. Świat zwalał się na bezradne głowy jakby grobowemi płytami. Rozpacz żałobną przysłoną zaćmiewała rozentuzjazmowane oczy. Okropna rzeczywistość okazywała nagle swoją twarz nieubłaganą. Śmierć zdała się rozpychać wśród tłumów.
— Uważaj, matka! A tym juchom legunom wesoło, jakby się zbierali na zabawę — gorszył się stary, wskazując na roześmiane twarze żołnierzyków.
Po przeglądzie, kiedy oddziały stanęły na krótki odpoczynek, otoczyły je całe rzesze. Ginęli w słodkich objęciach rodzin. Rzęsiste łzy polały się potokami po ich przepoconych twarzach i mundurach. Nie było końca uściskom i nie było końca ża-