Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/357

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z pod każdego buta tryska strumień kurzawy. Postawy sprężone, twarze zastygłe, oczy czujne i wierne, miny zuchwałe, las bagnetów nad głowami. Gruchnęła niedojrzana w tumanach kapela, marsz wolnieje, i zrywa się orli krzyk:
— «Wojenko, Wojenko! Cóżeś ty za pani!».
Wionęła bitewna zgroza, mróz przeszył kości, serca skręcił ból, smutki złowróżbnie zakrakały w duszach. Jakieś widmowe majaczenia nieszczęść załopotały nad głowami. Okropność wojny zjeżała włosy. W ciżbach wybuchnęły tu i owdzie spazmatyczne szlochy, ale po chwili piosenka porwała wszystkich. Rozśpiewały się całe Błonia. Śpiewali, płacząc i krzycząc naprzemiany, a śpiewali z takiem uniesieniem, radością i szałem, że wezbrana entuzjazmem piosenka przetapiała się jakby w ognisty strumień lawy, bijącej aż pod słońce.
Tylko Komendant stał nieporuszony, zwarty na kamień i, wspierając się na sza-