Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/346

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mu nie przeszkadzać, będę wychodził z domu. Uśmiechnął się tak jakoś okropnie, że mi serce stanęło z przerażenia. Ale na drugi dzień rano zobaczyłem na płótnie, świeżo naciągniętem na blejtram i ustawionem w pracowni, napis minją: «Pan mi nie przeszkadza! Do widzenia!». Mam to płótno do dzisiaj. Jużci, jeszcze tej nocy uciekłem z tej pracowni i nigdy już tam nie zajrzałem. W parę lat później dowiedziałem się, że ten pawilon rozebrano, gdyż stał się rozgłośny, i nikt nie chciał w nim mieszkać.
— Adam się rusza... Jezus Marja... idzie... — wrzasnął ktoś, wskazując szkielet. — Zerwali się z miejsc, zapalono światła. Stał odsunięty od ściany, cylinder mu się przekrzywił, a palto zleciało na ziemię; zdał się uśmiechać wspaniałemi zębami.
— Jeśli żart, to nazbyt naiwny! — srożył się ktoś, niemile dotknięty.
— Widziałem, jak się poruszył! Daję słowo honoru — upewniał młody chłopak.